Kiedy obudziłam się następnego ranka nie mogłam
uwierzyć, że świat jest wciąż taki sam, jakim był wcześniej. Sądziłam, że ten
koncert będzie jakiegoś rodzaju apokalipsą, po której wszystko ulegnie zmianie.
Byłam przekonana, że po tym wydarzeniu świat przewróci się do góry nogami,
zwierzęta zaczną mówić ludzkim głosem, bądź stanie się coś równie
nieprawdopodobnego.
Ale tak naprawdę wszystko było po staremu –
stwierdziłam, nalewając sobie soku do szklanki – no, wszystko oprócz dwóch rzeczy: tej świadomości
w moim sercu, że John pamiętał i olbrzymiego uśmiechu Alice. Może jednak trzech
– pomyślałam, po chwili oglądania MTV – wszyscy starali się dociec kim jest
tajemnicza Roxanne.
Szczerze mówiąc to współczułam trochę Jonowi
patrząc jak ignoruje pytania dziennikarza na temat domniemanej miłości - teraz
nikt nie da mu spokoju przez najbliższe pół roku. Czy on tego nie przemyślał?
Przecież mógł się domyśleć, jaka sensację to wywoła – nie słyszano jeszcze o
żadnym poważnym związku wokalisty, zazwyczaj były to znajomości na jedną, dwie
noce. A teraz…
-Hej, Rox – powitała mnie Alice z ogromnym
uśmiechem na twarzy, który nie schodził jej od poprzedniego wieczora.
-Hej – mruknęłam, wyłączając telewizor i
przywołując na twarz sztuczny uśmiech, który ostatnio pojawiał się na niej zbyt
często – jak się spało?
-Och, cudownie… Jak ja bym chciała móc przeżyć
wczorajszy wieczór jeszcze raz – westchnęła i na chwilę pogrążyła się w
marzeniach. Byłam jej wdzięczna, że nie dzieli się swoimi myślami ze mną - nie
miałam wątpliwości co do tego, kogo one dotyczyły. Dziewczyna jednak nagle
ocknęła się, jakby sobie o czymś przypomniała:
– Pamiętasz
Amandę z wczoraj?
Popatrzyłam na nią, jakby się z choinki urwała. O
kim ona do cholery mówiła? Poprzedniego wieczoru skupiłam się tylko na jednej
osobie, nie zwracając uwagi na nic innego. Nagle doznałam olśnienia. A może jej
chodziło tę fankę, z którą rozprawiała o wspaniałościach Johna?
-To ta blondynka, z którą rozmawiałaś przed
koncertem?
-Tak, dokładnie. Umówiłam się z nią dzisiaj w
barze. Idziesz z nami?
-Nie, chyba podziękuję – uśmiechnęłam się
przepraszająco – chciałam się spotkać z Lucasem.
-Między wami coś jest, prawda? – poruszyła znacząco
brwiami, rozbawiając mnie jednocześnie.
-Nie – zaprzeczyłam – jesteśmy przyjaciółmi.
-Yhym, jasne. Ja znam takich przyjaciół –
uśmiechnęła się ironicznie, obróciła na pięcie i zamknęła w swoim pokoju.
Czasami naprawdę mnie wkurzała. Już nie mówię o tym, że swatała mnie z każdym
napotkanym facetem, ale kiedy chciała to potrafiła być naprawdę złośliwa i
perfidna. No ale w końcu była moją przyjaciółką. Jedyną, jaką kiedykolwiek
miałam. Czasami zastanawiałam się, czy ta nasza cała więź nie wynikła z tego,
że byłyśmy na siebie skazane, mieszkając razem. Nie była to przyjemna myśl. W
sumie nie miałam w swoim życiu zbyt wielu bliskich osób. No bo w sumie kto?
Matka się nie liczyła, bo była okropna, więc uciekłam od niej i od ośmiu lat nie
miałyśmy kontaktu. John, z którym nie rozmawiałam od dawien dawna i z którym
moje relacje były co najmniej skomplikowane był pierwszym rozsądnym kandydatem.
Potem Alice, która zaczyna mnie coraz bardziej irytować. Lucas. Mojej szefowej
i koleżanek z pracy nie zaliczyłabym do jakichś szczególnie bliskich osób.
Jeszcze mógł być Steven Tyler i Joe Perry, których widywałam raz na kilka lat,
jednak nie byłam pewna co do tej dwójki. Ta lista sprawiła, że poczułam się
nagle okropnie samotna. Racja, nigdy nie byłam jakąś gwiazdą szkoły z masą
znajomych, ale fakt, że mam tak naprawdę dwójkę przyjaciół z którymi mogłabym
się spotkać, jakbym potrzebowała pomocy był nieco przygnębiający. Zwłaszcza, że
żadne z nich nie wiedziało o moim związku z wokalistą bardzo popularnego
zespołu.
-Chrzanić to wszystko – stwierdziłam w końcu,
wkurzona, że znowu zaczynam użalać się nad sobą. Nie wiedziałam co się ze mną działo.
Zazwyczaj brałam życie za rogi i szłam przez nie z podniesioną głową. Ostatnio
zrobiłam się dziwnie nostalgiczna. Pewnie po prostu się starzałam. Spojrzałam
na zegarek i stwierdziłam, że powinnam już wychodzić do pracy. Miałam tego dnia
pierwszą zmianę i byłam ogromnie wdzięczna Ninie, że zastąpiła mnie poprzedniego
wieczoru.
Te kilka godzin pracy minęły mi wyjątkowo szybko i
bezstresowo. Nie było żadnych napalonych facetów wkładających ręce pod moją
sukienkę, ani żadnych awanturników, czy też dzieciaków z fałszywym dowodem
tożsamości. Miałam nawet chwilę luzu i szefowa pozwoliła mi zadzwonić do
Lucasa, który na szczęście był w domu i zgodził się spotkać o dwudziestej
pierwszej. Kiedy żegnałam się z Annie zauważyłam kątem oka znajomą sylwetkę.
Czyżby Steven Tyler miał zamiar stać się stałym gościem w naszym skromnym
barze? I to z pewnością nie miało żadnego związku z olbrzymim uśmiechem, który
wykwitł na twarzy szefowej, no bo gdzieżby znowu? Muzyk podszedł do nas, nie
zatrzymując się nawet w wejściu, przywitał się z właścicielką jak zwykle
pocałunkiem w policzek, co jej się wyraźnie podobało.
-Pracuję do trzeciej nad ranem – przypomniała mu.
-Wiem – uśmiechnął się – ale ja przyszedłem na
rozmowę z Roxanne.
-Och – mruknęła kobieta, najwyraźniej nieco
speszona – w porządku…
-Po ciebie wpadnę później – mruknął prosto do jej
ucha na tyle głośno, że to usłyszałam, w wyniku czego nie mogłam się nie
uśmiechnąć.
-A ty, młoda, przestań się szczerzyć, bo mamy do
pogadania – ofuknął mnie, ale w jego oczach widziałam te błyski rozbawienia.
Kilka minut później wychodziliśmy z baru w naprawdę
dobrych humorach, bo Steven opowiadał mi o tym, jak kręcili teledysk do „Wild
Thing”.
-Widziałem wczorajszy koncert – powiedział w końcu.
Ach, więc to dlatego się tu przywlókł.
-Yhym – burknęłam, nie miałam ochoty o tym
rozmawiać.
-Roxanne, mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z
tego, że jesteś w tej chwili najbardziej poszukiwaną osobą przez wszystkich
dziennikarzy w kraju, prawda?
-Przesadzasz…
-Tylko trochę – uśmiechnął się i poczochrał mnie o
włosach. A wiedział, że tego nienawidzę – A co on na to?
-Kto? – spytałam, nie do końca nadążając.
-Jak to kto? Jon.
-A skąd mam wiedzieć? – spytałam, wzruszając
ramionami.
-Czekaj! – krzyknął Tyler niedowierzając – Czy ty
chcesz mi powiedzieć, że po tym, co on wczoraj odwalił nie rozmawialiście?
-No nie.
-A on w ogóle wie, że tam byłaś?
-Nie wydaje mi się…
-Czyś ty zidiociała zupełnie?! – krzyknął tak, że
ludzie zaczęli się za nami oglądać.
-Zamknij się, ludzie się gapią. Dla twojej
informacji jest ze mną zupełnie w porządku. Nie chcę po prostu, żeby znowu mnie
zranił. Ostatnio ledwo się pozbierałam. I… ja się najzwyczajniej boję. Ja nie
chcę. Czy nie mogłabym mieć choć raz jakiegoś normalnego chłopaka z powodu
którego nie wyląduję na pierwszych stronach brukowców, zanim jeszcze ktokolwiek
dowie się jak wyglądam?
-Roxanne, tutaj ja ci już doradzić nie mogę.
Zostaje mi palnąć coś równie płytkiego jak: idź za głosem serca.
-Dzięki Steve, wiedziałam, że na ciebie zawsze
można liczyć. – mruknęłam zgryźliwie.
Przez chwilę jeszcze dogryzaliśmy sobie nawzajem,
ale Tyler w końcu stwierdził, że musi iść. Zostałam więc ponownie zamknięta w
niedźwiedzim uścisku. Czy ci ludzie nie znają umiaru? Zdecydowanie chłopcom z
Aerosmith przydałyby się lekcje czegoś typu „Jak żegnać się z dziewczyną, przy
okazji jej nie zabijając”.
Pożegnawszy się z muzykiem ruszyłam w stronę
mieszkania Lucasa. Moim zdaniem był farciarzem, bo rodzice wspierali go przez
te wszystkie lata, przesyłali mu pieniądze, więc normalnie skończył studia i
był teraz weterynarzem. Miał też swoje własne mieszkanie, w którym nie było
żadnych natrętnych współlokatorów (co się zdarza naprawdę rzadko) i warto
wspomnieć, że było ono dwa razy większe od tego, które zajmowałam z Alice. I nie było też tak pechowo usytuowane,
mieściło się na pierwszym piętrze.
Nacisnęłam dzwonek, zadowolona, że następne kilka
godzin spędzę u przyjaciela. Może on pozwoli mi oderwać myśli od Johna, byłabym
mu za to naprawdę wdzięczna. Ilość myśli, które poświęcałam temu człowiekowi
zaczynała mnie powoli przerażać. Ale co się dziwić, zwłaszcza po tym, co
wczoraj powiedział. Nigdy, nigdy w swoich najśmielszych wyobrażeniach nie
wpadłabym na to, co zrobił poprzedniego wieczoru. To było cudowne, na samo
wspomnienie chciało mi się płakać i śmiać jednocześnie. I możliwe, że doszłoby
do tego, gdyby nie fakt, że Lucas otworzył drzwi, odciągając tym samym
wszystkie myśli dotyczące muzyka.
-Roxanne! – przytulił mnie - Stęskniłem się.
-Ja tez – uśmiechnęłam się, wchodząc do środka. We
wnętrzu zawsze był taki porządek. Ja u siebie nie potrafiłam utrzymać takiego
stanu przez trzy dni, a tu za każdym razem, kiedy przychodziłam wyglądał, jakby
było świeżo po sprzątaniu. Kiedyś spytałam się chłopaka, czy nie ma przypadkiem
sprzątaczki, ale twierdził, że nie. Za każdym razem się tym zachwycałam, bo w
tym domu nawet książki zawsze stały w kolejności alfabetycznej. No ale było to
też trochę przerażające: bo ilu jest chłopaków mających tak przesadny porządek?
-Jak było na koncercie? – Czy on musiał się o to
pytać? Czy już nikogo nie obchodzi moja wspaniała osobowość, tylko fakt, że
byłam na koncercie? Jakby cały świat kręcił się wokół tego zespołu.
-Dobrze – odpowiedziałam zdawkowo.
-Słuchałem tego w radiu, było naprawdę świetnie.
Przekonałaś się do nich choć trochę?
-Lucas… możemy o tym nie rozmawiać? – spytałam,
mając naprawdę dość głównego tematów wszystkich moich ostatnich rozmów.
-Jasne – uśmiechnął się – napijesz się czegoś?
Hej, dodałam rozdział i tak nie wiem czy mam informować, więc informuję i robię wszystkim spam... Przepraszam D: Ale jakbyś tam miała czas to zapraszam i... Niedługo nadrobię u Ciebie rozdziały oraz zobaczysz ode mnie komentarz :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Trish :)
Ach, przeczytałam :D
OdpowiedzUsuńNie wiem co pisać, już nie wiem. Ale tak się jarałam, że o Boże. Kocham To <3. I wcale nie jest przesłodzone i sztuczne, czy coś. Dla mnie jest fajne. I był Jon i Tyler i Perry xD
Dziewczyno pisz tam, bo nie wiem co mam czytać. Głupia ze mnie egoistka. Ale wiesz... Twój styl tak bardzo przypomina mi styl tych starych blogerek, które pisały jeszcze na onecie.
Pozdrawiam, życzę weny, Wesołego Nowego Roku :)