sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział V

Na noc zostałam u Lucasa. Stwierdziliśmy, że nie ma sensu, żebym wracała do domu, skoro postanowiliśmy nadrobić zaległości i spędzić jutrzejszy dzień razem. Dawno tego nie robiliśmy. Kiedyś było to naszym małym zwyczajem odbywającym się co tydzień, ale z czasem spotkania stawały się coraz rzadsze. Czułam, że po części to moja wina. Dzwoniłam przed północą do mieszkania, żeby uprzedzić przyjaciółkę o mojej nieobecności  ale Alice tam nie było. Pewnie znowu wciągnęła się w wir imprez i wróciła do domu nad ranem. Lucas mimo wielu protestów z mojej strony ofiarował mi swoje łóżko, a sam poszedł spać na kanapie. Nazajutrz koło południa obudził mnie cudowny zapach dochodzący z kuchni. Kiedy się tam zakradłam zauważyłam, co chłopak smaży. Naleśniki. Gwałtownie zaburczało mi w brzuchu, co zwróciło uwagę bruneta. Odwrócił się do mnie z tym swoim nienagannym uśmiechem:
-Ktoś jest głodny.
-A żebyś wiedział – odwzajemniłam uśmiech – wiesz, że od wieków nie jadłam domowych naleśników? Z Alice żyjemy na kanapkach i jajecznicy.
-Odnoszę wrażenie, że powinienem zacząć cię dokarmiać – zaśmiał się.
-Nie jest tak źle, jakoś jeszcze żyję – mruknęłam, nakładając sobie na talerz tego przepysznie pachnącego naleśnika. Po chwili przed moim nosem znalazły się miseczki - z bitą śmietaną i malinami. Spojrzałam zaskoczona na chłopaka.
-Ty wiesz, co człowiekowi potrzebne do szczęścia – stwierdziłam, nakładając sobie bitej śmietany. Odkroiłam sobie kawałek i wsadziłam go do ust. Nie sądziłam, że można zrobić tak niesamowicie smaczne naleśniki. Były cudowne, rozpływały się w ustach.
-Wow… ej, weź rzuć tą pracę weterynarza i zacznij robić zawodowo naleśniki! Ludzie będą cię uwielbiać.
-Wolę zostać z moimi zwierzątkami i słynąć z robienia ci najlepszych śniadań w mieście.
-Ale one są naprawdę niesamowite.
Czy to było normalne, że ktoś tak dobrze gotował? I to w dodatku chłopak, który z definicji powinien przypalać każdą patelnię? Oni wszyscy tak mają? Chyba nie – uśmiechnęłam się, kiedy przypomniałam sobie zdolności kulinarne Johna. Ciekawe, czy je poprawił? Zganiłam się, za ponowne rozmyślanie o nim. Wróciłam więc znowu do Lucasa. On to był chyba takim panem idealnym. Bo czego więcej dziewczyna może chcieć od chłopaka? Był ponadprzeciętnie przystojny, zawsze nienagannie ubrany, miły, zabawny, robił niesamowite śniadania, miał porządek w domu, dobrze płatną pracę, własne mieszkanie, brak przeszłości kryminalnej. Istny ideał. Więc czemu nic do niego nie czułam? Czemu nie odczuwałam dreszczy, kiedy mnie dotykał? Czemu na jego widok nie zalewała mnie fala gorąca? Czemu w końcu… ahh… cholera, czemu nie reagowałam na niego tak jak na Johna? I czemu znowu go wspominałam?
-Rox, Roxanne… – usłyszałam jego głos, odrywający mnie od moich myśli.
-Co? – spytałam może nieco zbyt gwałtownie.
-Pytałem się, czy chcesz iść do kina na Powrót Batmana?
-Nie, dzięki. Nie dzisiaj. Może innym razem.
-To gdzie idziemy?
Koniec końców wylądowaliśmy w zoo. Nie wiem czemu, ale uwielbiałam tam chodzić. Niezależnie od pogody i pory roku. Zawsze wprawiało mnie to w dobry humor. Te wszystkie zwierzęta były przecudowne. Choć w sumie zaczęłam się zastanawiać, czy Lucas nie ma już dość czworonogów, bo spotyka się z nimi na okrągło w pracy, a teraz ja go jeszcze ciągam. No ale w sumie nie ma tam gepardów, czy pand. Po wycieczce w zoo poszliśmy na lody, co sprawiło, że znów poczułam się jak mała dziewczynka. Fajnie było tak beztrosko spędzać czas, nie przejmując się niczym. Nie pamiętam, kiedy ostatnio po prostu dobrze się bawiłam: bez zmartwień, bez problemów. Byłam okropnie wdzięczna Lucasowi za to, że mi towarzyszył.
Jednak, niestety, nic co dobre nie trwa wiecznie i musiałam pójść na nocną zmianę do baru. Czekała mnie tam miła niespodzianka. Otóż, okazało się, że szefowa na prośbę Niny zamieniła jej zmiany tak, że teraz pracowałyśmy razem. Ucieszyłam się z tego powodu, bo ze wszystkich dziewczyn to ją lubiłam najbardziej.  Z tego powodu wieczór w pracy był lepszy niż zazwyczaj; cały czas posyłałyśmy sobie ironiczne uśmieszki, gdy któryś z gości miał ochotę pomacać kobiece krągłości, lub gdy wpatrywali się nam w piersi, jakby nigdy dziewczyny nie widzieli. Było kilka śmiałków, którzy wyskoczyli z „mogę pomacać? zapłacę.” Oczywiście żaden nie dostał odpowiedzi twierdzącej, tylko radę, że lepiej byłoby skierować się do burdelu.  Byli też faceci, którzy wkładali łapy tam, gdzie nie trzeba, ale nie wszczynali zbytnich awantur; zwykłe, uszczypliwe upomnienie wystarczało, by przywołać ich do porządku.
-Spokojnie dzisiaj, prawda? – zagadnęła Nina, gdy miałyśmy chwilę.
-Tak. – uśmiechnęłam się – A jak się czuje Becky, wydobrzała już?
-Na szczęście. Okropnie się martwiłam, bo gorączka utrzymywała się strasznie długo. Chciałam nawet dzwonić na pogotowie, ale akurat jej się polepszyło i teraz jest znacznie lepiej.
-To dobrze. Mała jest dzielna. Zwykła gorączka jej nie powstrzyma.
-Masz rację – zaśmiała się brunetka.
Musiałyśmy przerwać rozmowę, bo do baru weszło jakichś dwóch kolesi. Nie wyglądali zbyt przyjaźnie. Jeden był brunetem i miał krótko ścięte włosy, drugi zaś nie miał ich w ogóle, był ogolony na łyso. Obaj mieli na sobie białe koszule i jasne jeansy. I te obleśne uśmiechy na twarzy, kiedy podchodziłam do ich stolika.
-Podać coś? – wzdrygnęłam się, kiedy poczułam rękę bruneta, zachłannie próbującą się dostać pod moją sukienkę.
-Oprócz ciebie, maleńka? – poczułam klepnięcie w pośladki i zacisnęłam mocniej ręce na notesie, do którego wpisywałam zamówienia – To dwa razy Napoleona.
Skinęłam głową, z ulgą się odwracając się od mężczyzn. Jasne, zawsze mogłam na nich nawrzeszczeć, ale tacy klienci zazwyczaj opuszczali lokal i więcej się w nim nie pojawiali, co równało się z gorszą sławą i mniejszymi zarobkami.
-Peter, daj dwa Napoleony – krzyknęłam do barmana. Trunki po chwili znalazły się na tacy, a ja po raz kolejny przeklinałam w myślach te cholerne buty i byłam wdzięczna klientom, że usiedli tak blisko baru, więc nie musiałam latać przez połowę sali. Stawiałam szklankę na stoliku, kiedy wszystko we mnie zamarło, bo usłyszałam ten głos:
-Richie, serio? Nie mogliśmy się napić u mnie w domu?
-Nie możesz się wiecznie zamykać w mieszkaniu. Poza tym tam nie ma tylu kobiet.
-Jak chcesz.
Nie zauważyłam, kiedy zaczęłam wstrzymywać oddech, zupełnie, jakby wszystko się zatrzymało. Musiałam wziąć kilka głębokich wdechów i wydechów, musiałam sobie przypomnieć, jak w ogóle to się robiło. Co innego było spotkać go na jego własnym koncercie, co w sumie nie było niczym dziwnym, a co innego tutaj, w barze, w barze, w którym pracuję. Cholera jasna. On siedzi gdzieś za mną, jeśli bym się odwróciła, to bym go zobaczyła. Cholera jasna. Cholera jasna! Z roztargnienia postawiłam krzywo szklankę, sprawiając, że się przewróciła i jej zawartość się wylała, a ona sama potoczyła się, nieomal nie spadając na podłogę.
-Bardzo panów przepraszam! – powiedziałam, wycierając napój ze stolika serwetką, która zawsze znajdowała się na tacy, właśnie na takie przypadki. Zabrałam pustą szklankę. No pięknie. Teraz to już na pewno zwróciłam na siebie jego uwagę. Błagałam, żeby mnie nie rozpoznał. Pochyliłam głowę niżej, chcąc schować twarz za włosami.
-Zaraz przyniosę nową – wyszeptałam i pobiegłam do Petera, który już czekał z nowym trunkiem. Kiedy szłam z nowym koniakiem do klientów, rozejrzałam się niepewnie po pomieszczeniu, napotykając spojrzenie niebieskich oczu z trudem wciągnęłam powietrze. Gorąco oblało całe moje ciało – od czubka głowy po koniuszki palców. Przez chwilę patrzył na mnie obojętnie, ale po chwili odczytałam zaskoczenie i niedowierzanie na jego twarzy. Czyli mnie rozpoznał. Cholera, cholera. Postawiłam szklankę na stoliku i nie zwracając uwagi na nic innego, pobiegłam do szefowej, która stała przy barze i podałam jej tacę. Zaskoczona, przyjęła ją, nie wiedząc, co się dzieje.
-Annie, przepraszam, ale muszę uciekać. Stało się coś ważnego. Będę jutro! – nie dając jej nawet szansy na odpowiedź, wybiegłam z baru, a to było cholernie trudne, zważywszy na buty, jakie musiałyśmy tam nosić. Dziwnie się czułam, wychodząc z baru w sukience, która była przeznaczona tylko do pracy. Spojrzałam jeszcze przez szybę na to, co się działo we wnętrzu. John wciąż siedział, jakby go zamurowało. Nagle się ocknął i wstał, jakby chciał mnie gonić, ale chyba zorientował się, że było za późno. Spojrzał w stronę wyjścia, a potem na okna,  i widziałam, że mnie zobaczył, posłał mi rozżalone spojrzenie tych cudownych oczu i wiedziałam, że na moje skinięcie  wybiegłby na podwórko nie zważając na nic. Odwróciłam jednak głowę, dając mu do zrozumienia, że nie chcę go widzieć, że nie jestem jeszcze na to gotowa. Widziałam w jego oczach smutek i jakąś taką zawziętość i tęsknotę, tę okropną tęsknotę, którą odczuwałam w sercu. Miałam ochotę wrócić do pomieszczenia i najzwyczajniej w świecie się do niego przytulić, mimo to rozum wciąż powtarzał mi, że przecież dla niego nie będę nikim istotnym, że będę tylko kolejną napaloną fanką, której pozbędzie się po tygodniu. Z trudem ruszyłam do mieszkania, próbując pozbyć się jego osoby z moich myśli. Musiałam jeszcze znaleźć jakąś dobrą wymówkę, aby udobruchać szefową. Annie była wyrozumiała, ale ja sobie po prostu ot tak wybiegłam z baru. Nie daj Boże, a jeszcze wyrzuciłaby mnie z pracy. Znów znalazłabym się na lodzie. Przeszły mnie ciarki, na wspomnienie, kiedy ostatnio byłam w takiej sytuacji i tego, co mnie spotkało. To był też jeden z powodów, przez które nie chciałam przebaczyć Johnowi. To w jaki sposób mnie zostawił… dla mnie to było jak mój prywatny koniec świata, nie miałam wtedy nikogo oprócz niego, a on bez słowa, z dnia na dzień wyjechał. Szczerze mówiąc traciłam rozum, zamartwiając się, bo nie wiedziałam, czy coś mu się stało, czy co, dopóki nie zobaczyłam go w telewizji, jak wysiada z samolotu. Przez wiele miesięcy wyrzucałam sobie własną głupotę.

Kiedy dotarłam na klatkę, zdjęłam te cholerne buty z nóg, bo nie mogłam w nich ustać, nie mówiąc już o wchodzeniu po schodach. Gdy w końcu dostałam się do mieszkania, nie mogłam uwierzyć, że on naprawdę tam był. Nie potrafiłam się połapać w swoich uczuciach: z jednej strony chciałam go mieć jak najbliżej, bo za nim tęskniłam, ale z drugiej nie chciałam go widzieć, bo bałam się, że znowu uzależnię się od niego. Co miałam do cholery jasnej robić? 

6 komentarzy:

  1. Ohh więcej więcej!!

    U mnie też nowy! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Od czytania boli mnie ręka. Aż dziwne, że ręka.
    I teraz takie " Ojeju, spotkała Johna!". Nie wiem jak się piszę jego imię. Raz widzę "Jon", a potem "John". I sama nie wiem już. Aż zachciało mi się jeść naleśników przez te naleśniki. Boże, dziewczyno potrafisz narobić apetytu xD. Ale tak zauważyłam, ze przejebane jest pracować jako kelnerka. Miałam pytanie. To wszystko dzieje się w Los Angeles, czy New Jersey? Jak to pisało gdzieś to przepraszam za moją nie uwagę.
    Pozdrawiam i życzę weny :D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no i miałam zapytać, czy będziesz mnie informować? Najlepiej na mailu lub gg. Jak coś to podaję. duffowa666@gmail.com lub gg: 18674100

      Usuń
    2. Ale miło! Byłam pewna, że nikt nie czyta i już nawet nie sprawdzałam, a tu ktoś się odzywa :3
      Jak najbardziej będę cię informować na gg chyba będzie mi wygodniej.
      Co to jego imienia; kiedy był małym chłopcem i nikt nie wróżył mu jeszcze kariery gwiazdy rocka miał na imię John Francis Bongiovi, co później zmienił na Jon Bon Jovi - jako że Roxanne poznała go jako Johna, to wydaje mi się, że używa jego starego imienia, gdy myśli o nim jako o swoim starym chłopaku, przyjacielu, miłości itd., a Jon wtedy, kiedy chodzi jej o jego publiczny wizerunek. Nie wiem czy łapiesz - nie jestem dobra w tłumaczeniu, nigdy nie byłam. Ani tam, ani tam :D Dzieje się w Nowym Jorku, prawdopodobnie nie wspominałam, bo o najważniejszych rzeczach oczywiście nigdy nie powiem. Jeśli pojawiają się wzmianki o New Jersey to dlatego, ze zarówno John jak i Roxanne wcześniej tam mieszkali.
      Dziękuję za życzenia, przyda się i nawzajem.

      Usuń
  3. Twoje opowiadanie jest genialne!!!! Piszesz niesamowicie! Uwielbiam Bon Jovi, więc Twojego bloga przeczytałam z ogromną przyjemnością!
    Błagam pisz dalej i informuj mnie bo nie wytrzymam!! :)
    http://mygnrstory.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. HAAHAH naleśniki <3333333333333
    :D

    ps:nowynowy!

    OdpowiedzUsuń