piątek, 28 lutego 2014

Rozdział VIII

Słowem wstępu: nie miałam zamiaru kontynuować tego bloga, zostawiłam go na pastwę losu, mimo iż nie doszliśmy nawet do środka historii. Nie wiem, może się kiedyś zbiorę i to dokończę. Póki co daję wam resztki, które kiedyś napisałam i moim zdaniem są one gorsze niż marne:


Obudziłam się, kiedy poczułam gorący oddech na swojej szyi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie z miłością.
-Dzień dobry – wyszeptał i pocałował mnie w usta. Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie myślałam o niczym; o przeszłości, o przyszłości. Liczyła się tylko chwila. Wystarczyło mi, kiedy po prostu leżał obok mnie.
-W taki sposób to możesz budzić mnie codziennie – przewróciłam się na bok, by widzieć jego twarz.
-Taki mam zamiar – uśmiechnął się i cmoknął mnie w czubek nosa.
-John… - westchnęłam i wyciągnęłam rękę, by poznawać opuszkami palców jego klatkę piersiową i mięśnie brzucha.
-Hm? – spytał, przyglądając mi się z ciekawością.
-Jak ja wytrzymałam bez ciebie tyle czasu?
-Naprawdę nie wiem – stwierdził, przyglądając mi się tymi niebieskimi oczami – Nie wiem też, jak sam tyle zniosłem, nie mając ciebie przy sobie. To był istny horror – zaśmiał się.
Wsunęłam drugą dłoń w jego włosy, rozkoszując się ich miękkością. Przypomniało mi się, jak to robiłam, kiedy  jeszcze miał tę szopę na głowie.
-Cieszę się, że je ściąłeś.
-Yhym – mruknął, wyciągając ręce i przyciągając mnie do siebie. Moje piersi oparły się o jego klatkę piersiową. Nasze nagie ciała splotły się w uścisku. Było mi tak dobrze. On był wszystkim, czego potrzebowałam.
-Kocham cię – usłyszałam jego zachrypnięty głos przy swoim uchu, który spowodował, że zadrżałam.
-Ja też cię kocham – wyszeptałam, wtulając się w niego mocniej.
-Tak bardzo chciałabym spędzić z tobą cały dzień – westchnęłam.
-No to zrób tak – John posłał mi łobuzerski uśmiech, na widok którego parsknęłam śmiechem.
-Niestety, mam pracę – uśmiechnęłam się smutno.
-To ją rzuć – kiedy spojrzałam na niego z niedowierzaniem wzruszył ramionami i stwierdził – masz mnie. Poza tym nie lubię sposobu, w jaki oni was tam traktują. Nie chcę, żeby ktokolwiek obmacywał moją dziewczynę i te wszystkie obleśne spojrzenia, którymi was obdarzają.
-Hej! Ja cię muszę dzielić z milionami dziewczyn na całym świecie, które nie marzą o niczym innym, jak o wskoczeniu do twojego łóżka  - burknęłam urażona - Ale nie mogę żyć tylko i wyłącznie na twój rachunek, muszę mieć coś swojego, czym będę mogła spłacić mieszkanie.
-To zamieszkajmy razem – poprosił mężczyzna, jakby to było coś najzwyczajniejszego na świecie. Nie powiem, była to kusząca propozycja, ale jakby nie patrzeć, dopiero wczoraj go odzyskałam.
-Na razie muszę przyzwyczaić się do tego, że znów cię mam i do tej całej otoczki sławy.
-Jak chcesz, ale to nie zmienia faktu, że dostaniesz klucze.
Cholera, naprawdę chciałam przy nim zostać do końca dnia. Chciałam się nim choć trochę nacieszyć. Mogę poprosić szefową, żeby mi dzisiaj dała wolne. Nie powinna być zła, jak coś to Steven ją udobrucha. Zaśmiałam się w myślach na to stwierdzenie i zagadnęłam:
-Wiesz co? Myślę, że dzisiaj mogę sobie odpuścić pracę, tylko muszę uprzedzić szefową.
W odpowiedzi dostałam długi, namiętny pocałunek, który upewnił mnie, że postanowiłam dobrze.
-W przedpokoju jest telefon.
Z niechęcią opuściłam te kochane ramiona i rozejrzałam się po łóżku i jego okolicach w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym na siebie włożyć. Mój wzrok padł na koszulkę Johna leżącą na szafce. Chwyciłam ją i założyłam na siebie. Usłyszałam za sobą cichy śmiech muzyka. Odwróciłam się w jego stronę i uniosłam brew ku górze.
-Serio? Po takiej nocy ty wciąż chcesz coś przede mną ukryć?
-To nie to… - mruknęłam i poczułam, jak moje policzki robią się czerwone – po prostu te okna…
Kiedy się odwróciłam usłyszałam za sobą jego krzyk:
-Lubię, jak się czerwienisz! – to oczywiście spowodowało pogłębienie się rumieńca. Postanowiłam zostawić tą sprawę i podeszłam do telefonu, wystukując po chwili zastanowienia numer do baru. Annie o tej porze powinna już tam być. Czasami zastanawiałam się, po co w ogóle jej własne mieszkanie, skoro spędza tam ponad piętnaście godzin dziennie.
-Halo? – w końcu usłyszałam jej głos po drugiej stronie. Wydawała się rozkojarzona. Dzięki ci, Steven!
-Hej, tu Roxanne. Słuchaj, nie mogę dzisiaj przyjść do pracy…
-W porządku. Zadzwonię po zastępstwo. Muszę kończyć, cześć.
Wydaję mi się, że powinnam dać Stevenowi jakiś prezent, bo gdyby nie on to już pewnie wyleciałabym z pracy, a teraz wkurzyłabym szefową.
-I co? To tyle? – usłyszałam głos z drugiego pokoju.
-Na to wygląda – wzruszyłam ramionami, wracając do łóżka. Usiadłam na jego brzegu i nachyliłam się, by pocałować Johna. Pociągnął mnie za sobą, co spowodowało, że wylądowałam na nim. Czując usta mężczyzny na swojej szyi nie potrafiłam powstrzymać jęku wydobywającego się z mojego gardła.
-Jeśli chcesz kiedykolwiek wydostać się z tego łóżka, to tak nie rób – usłyszałam jego nabrzmiały z emocji głos.
-To twoja wina – uśmiechnęłam się cwaniacko, składając pocałunki na nagim torsie blondyna. Poczułam jego ręce wkradające się pod koszulkę i delikatnie gładzące moje plecy, by po chwili pozbyć się ze mnie zbędnego ubrania. Spragniona, wróciłam do jego ust, jako pierwsza wsuwając język między nasze wargi. Usłyszałam jego zadowolone mruknięcie. Po chwili leżałam pod nim rozkoszując się wspaniałymi ustami pieszczącymi moje ciało. W tym momencie do naszych uszu dotarł dźwięk telefonu. Usłyszałam wściekłe warknięcie Johna. Sama byłam przeraźliwie zirytowana, ale tylko pochyliłam się, by sięgnąć jego ust i musnęłam jego wargi:
-Idź, odbierz – wymruczałam. Widziałam niechęć wypisaną na jego twarzy, to, jak bardzo nie chciał opuszczać tego łóżka. Ale moje naglące spojrzenie sprawiło, że jedynie przewrócił oczami, pocałował mnie w czoło i wciągnął na siebie bokserki.
-Serio? Po takiej nocy ty wciąż chcesz coś przede mną ukryć? – spytałam, naśladując jego ton.
Odpowiedział mi śmiech mężczyzny i krótka odpowiedź:
-Okna!
Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego sylwetki, kiedy szedł w stronę telefonu. Nie umiałam też opanować wielkiego uśmiechu, który widniał na mojej twarzy, od kiedy on znów stał się częścią mojego życia.
-Halo? – spytał, podnosząc słuchawkę.
-…
-Nie mogę, jestem zajęty
-…
-Nie upiłem się, mam gościa…
-…
-To nie jest żadna…
-…
-Noż kurwa! – krzyknął wyraźnie wyprowadzony z równowagi, rzucając słuchawką.
-Co jest? – spytałam, mając jakieś takie dziwne uczucie, że nasze wylegiwanie się w łóżku właśnie dobiega końca.
-To Richie – burknął blondyn, wchodząc do sypialni i kładąc się obok mnie, na pościeli – mam do niego jechać, bo naszła go jakaś wena, czy coś i niczego nie potrzebuje tak bardzo, jak tekstów piosenek, które ostatnio napisaliśmy i które, niestety, są u mnie.
-No to ty jedź, a ja sobie pośpię – uśmiechnęłam się do niego, wystawiając język.
-O nie, tak to kochanie nie będzie – mruknął, nachylając się nade mną – Myślisz, że pozwolę ci tu zostać, kiedy ja przez ciebie prawie nie zmrużyłem oka? Idziesz ze mną – pocałował mnie tak, że zapomniałam o Bożym świecie. Po takim argumencie nie potrafiłam mu odmówić, zrobiłbym wszystko, o co by mnie poprosił.
-Hej! – krzyknęłam, kiedy nagle się ode mnie oderwał.
-Przykro mi, ale musimy się zbierać.
Posłałam mu nienawistne spojrzenie, ale w odpowiedzi dostałam jedynie szeroki uśmiech, przez którego nie mogłam się długo złościć.
Czułam na sobie jego wzrok, kiedy zakładałam na siebie bieliznę i kolejne partie ubrania.
-Gapisz się – stwierdziłam w końcu, odwracając się do niego z uśmieszkiem na ustach.
-Ciężko byłoby tego nie robić, mając taką kobietę jak ty.
Wbrew sobie spłonęłam rumieńcem na jego słowa. I to nie chodziło tylko o komplement, ale też o to, że nazwał mnie „swoją kobietą”.
Kiedy John się w końcu ubrał i w miarę się ogarnęliśmy, opuściliśmy mieszkanie. Nie powiem, było mi szkoda z niego wychodzić, bo naprawdę je pokochałam i to nie tylko ze względu na właściciela. Tym razem zamiast z taksówki skorzystaliśmy z prywatnego samochodu muzyka.
-Serio? Samochód? – spytałam ironicznie, wsiadając do przepięknego czarnego auta z podnoszonym dachem – Myślałam, że gwiazda rocka korzysta z jakiś bardziej wypasionych środków transportu… jak, nie wiem, może samolot?
-Przepraszam, że cię zawiodłem – odparł z uśmiechem na ustach – następnym razem, specjalnie dla ciebie, zatroszczę się o helikopter.
-I to ma się rozumieć! – roześmiałam się i włączyłam radio. Pierwszym, co usłyszałam był głos Micka Jaggera, do którego po chwili dołączył się John. Reszta drogi minęła nam na przekrzykiwaniu muzyków z radio. Na szczęście wszystko to zostało tylko i wyłącznie między nami i samochodem, bo niektórych piosenek po prostu nie powinno się coverować.
Kiedy w końcu zaparkowaliśmy i wyjrzałam przez okno, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przed mną znajdowała się olbrzymia posiadłość z przepięknym domem w kolorze paskowym, z kolumienkami i idealnie zachowanym ogrodem.
-On tu mieszka? – spytałam.
-Yhym – na twarzy Johna zagościł uśmieszek.
-Cholera… - mruknęłam pod nosem – jakie to wielkie.
-W środku wygląda lepiej.
Spojrzałam na blondyna z niedowierzaniem i wysiadłam z samochodu. Wciąż jednak wpatrywałam się oczarowana w budynek.
-Gdybym wiedział, że takie rodzaje domów cię pociągają, już dawno zafundowałbym sobie coś podobnego.
Spojrzałam na Johna z uniesioną brwią i już miałam wyrazić swoją opinię na ten temat, kiedy usłyszałam skrzypnięcie drzwi i z wnętrza budynku wyszedł gospodarz we własnej osobie.
-Jon! – krzyknął muzyk, kierując się w stronę blondyna - rozumiem, że to ona jest powodem, dla którego musiałem tyle na ciebie czekać? – spytał Richie, podchodząc do Johna i mierząc mnie wzrokiem.
-Na to wygląda…
-Dobra jest? – spytał cicho, zapewne tak, żebym nie usłyszała. Cóż, nie wyszło mu.
-Najlepsza. Ale ona nie…
Ale Sambora już go nie słuchał, szedł powolnym krokiem w moją stronę, z leniwym uśmiechem na twarzy:
-Jestem Richie. Richie Sambora – brunet wyciągnął rękę w moją stronę.
Ledwo udało mi się powstrzymać złośliwy uśmieszek cisnący się na moje usta, ale uścisnęłam rękę i odparłam:
-Niezainteresowana. Przynajmniej tobą.
Na te słowa uśmiech zszedł z twarzy Sambory, za to John wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, prawdopodobnie z powodu miny gitarzysty.

-Richie, poznaj Roxanne.