Obudziłam się, kiedy poczułam gorący oddech na
swojej szyi. Otworzyłam oczy i zobaczyłam niebieskie tęczówki wpatrujące się we
mnie z miłością.
-Dzień dobry – wyszeptał i pocałował mnie w usta.
Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Nie myślałam o niczym; o przeszłości, o przyszłości. Liczyła się tylko chwila. Wystarczyło mi, kiedy po prostu leżał
obok mnie.
-W taki sposób to możesz budzić mnie codziennie –
przewróciłam się na bok, by widzieć jego twarz.
-Taki mam zamiar – uśmiechnął się i cmoknął mnie w
czubek nosa.
-John… - westchnęłam i wyciągnęłam rękę, by
poznawać opuszkami palców jego klatkę piersiową i mięśnie brzucha.
-Hm? – spytał, przyglądając mi się z ciekawością.
-Jak ja wytrzymałam bez ciebie tyle czasu?
-Naprawdę nie wiem – stwierdził, przyglądając mi
się tymi niebieskimi oczami – Nie wiem też, jak sam tyle zniosłem, nie mając
ciebie przy sobie. To był istny horror – zaśmiał się.
Wsunęłam drugą dłoń w jego włosy, rozkoszując się
ich miękkością. Przypomniało mi się, jak to robiłam, kiedy jeszcze miał tę szopę na głowie.
-Cieszę się, że je ściąłeś.
-Yhym – mruknął, wyciągając ręce i przyciągając
mnie do siebie. Moje piersi oparły się o jego klatkę piersiową. Nasze nagie
ciała splotły się w uścisku. Było mi tak dobrze. On był wszystkim, czego
potrzebowałam.
-Kocham cię – usłyszałam jego zachrypnięty głos
przy swoim uchu, który spowodował, że zadrżałam.
-Ja też cię kocham – wyszeptałam, wtulając się w
niego mocniej.
-Tak bardzo chciałabym spędzić z tobą cały dzień –
westchnęłam.
-No to zrób tak – John posłał mi łobuzerski
uśmiech, na widok którego parsknęłam śmiechem.
-Niestety, mam pracę – uśmiechnęłam się smutno.
-To ją rzuć – kiedy spojrzałam na niego z niedowierzaniem
wzruszył ramionami i stwierdził – masz mnie. Poza tym nie lubię sposobu, w jaki
oni was tam traktują. Nie chcę, żeby ktokolwiek obmacywał moją dziewczynę i te
wszystkie obleśne spojrzenia, którymi was obdarzają.
-Hej! Ja cię muszę dzielić z milionami dziewczyn na
całym świecie, które nie marzą o niczym innym, jak o wskoczeniu do twojego
łóżka - burknęłam urażona - Ale nie mogę
żyć tylko i wyłącznie na twój rachunek, muszę mieć coś swojego, czym będę mogła
spłacić mieszkanie.
-To zamieszkajmy razem – poprosił mężczyzna, jakby
to było coś najzwyczajniejszego na świecie. Nie powiem, była to kusząca
propozycja, ale jakby nie patrzeć, dopiero wczoraj go odzyskałam.
-Na razie muszę przyzwyczaić się do tego, że znów
cię mam i do tej całej otoczki sławy.
-Jak chcesz, ale to nie zmienia faktu, że
dostaniesz klucze.
Cholera, naprawdę chciałam przy nim zostać do końca
dnia. Chciałam się nim choć trochę nacieszyć. Mogę poprosić szefową, żeby mi
dzisiaj dała wolne. Nie powinna być zła, jak coś to Steven ją udobrucha.
Zaśmiałam się w myślach na to stwierdzenie i zagadnęłam:
-Wiesz co? Myślę, że dzisiaj mogę sobie odpuścić
pracę, tylko muszę uprzedzić szefową.
W odpowiedzi dostałam długi, namiętny pocałunek,
który upewnił mnie, że postanowiłam dobrze.
-W przedpokoju jest telefon.
Z niechęcią opuściłam te kochane ramiona i
rozejrzałam się po łóżku i jego okolicach w poszukiwaniu czegoś, co mogłabym na
siebie włożyć. Mój wzrok padł na koszulkę Johna leżącą na szafce. Chwyciłam ją
i założyłam na siebie. Usłyszałam za sobą cichy śmiech muzyka. Odwróciłam się w
jego stronę i uniosłam brew ku górze.
-Serio? Po takiej nocy ty wciąż chcesz coś przede
mną ukryć?
-To nie to… - mruknęłam i poczułam, jak moje
policzki robią się czerwone – po prostu te okna…
Kiedy się odwróciłam usłyszałam za sobą jego krzyk:
-Lubię, jak się czerwienisz! – to oczywiście
spowodowało pogłębienie się rumieńca. Postanowiłam zostawić tą sprawę i
podeszłam do telefonu, wystukując po chwili zastanowienia numer do baru. Annie
o tej porze powinna już tam być. Czasami zastanawiałam się, po co w ogóle jej
własne mieszkanie, skoro spędza tam ponad piętnaście godzin dziennie.
-Halo? – w końcu usłyszałam jej głos po drugiej
stronie. Wydawała się rozkojarzona. Dzięki ci, Steven!
-Hej, tu Roxanne. Słuchaj, nie mogę dzisiaj przyjść
do pracy…
-W porządku. Zadzwonię po zastępstwo. Muszę
kończyć, cześć.
Wydaję mi się, że powinnam dać Stevenowi jakiś
prezent, bo gdyby nie on to już pewnie wyleciałabym z pracy, a teraz
wkurzyłabym szefową.
-I co? To tyle? – usłyszałam głos z drugiego
pokoju.
-Na to wygląda – wzruszyłam ramionami, wracając do
łóżka. Usiadłam na jego brzegu i nachyliłam się, by pocałować Johna. Pociągnął
mnie za sobą, co spowodowało, że wylądowałam na nim. Czując usta mężczyzny na
swojej szyi nie potrafiłam powstrzymać jęku wydobywającego się z mojego gardła.
-Jeśli chcesz kiedykolwiek wydostać się z tego
łóżka, to tak nie rób – usłyszałam jego nabrzmiały z emocji głos.
-To twoja wina – uśmiechnęłam się cwaniacko,
składając pocałunki na nagim torsie blondyna. Poczułam jego ręce wkradające się
pod koszulkę i delikatnie gładzące moje plecy, by po chwili pozbyć się ze mnie
zbędnego ubrania. Spragniona, wróciłam do jego ust, jako pierwsza wsuwając
język między nasze wargi. Usłyszałam jego zadowolone mruknięcie. Po chwili
leżałam pod nim rozkoszując się wspaniałymi ustami pieszczącymi moje ciało. W
tym momencie do naszych uszu dotarł dźwięk telefonu. Usłyszałam wściekłe warknięcie
Johna. Sama byłam przeraźliwie zirytowana, ale tylko pochyliłam się, by sięgnąć
jego ust i musnęłam jego wargi:
-Idź, odbierz – wymruczałam. Widziałam niechęć
wypisaną na jego twarzy, to, jak bardzo nie chciał opuszczać tego łóżka. Ale
moje naglące spojrzenie sprawiło, że jedynie przewrócił oczami, pocałował mnie
w czoło i wciągnął na siebie bokserki.
-Serio? Po takiej nocy ty wciąż chcesz coś przede
mną ukryć? – spytałam, naśladując jego ton.
Odpowiedział mi śmiech mężczyzny i krótka
odpowiedź:
-Okna!
Nie potrafiłam oderwać wzroku od jego sylwetki,
kiedy szedł w stronę telefonu. Nie umiałam też opanować wielkiego uśmiechu,
który widniał na mojej twarzy, od kiedy on znów stał się częścią mojego życia.
-Halo? – spytał, podnosząc słuchawkę.
-…
-Nie mogę, jestem zajęty
-…
-Nie upiłem się, mam gościa…
-…
-To nie jest żadna…
-…
-Noż kurwa! – krzyknął wyraźnie wyprowadzony z
równowagi, rzucając słuchawką.
-Co jest? – spytałam, mając jakieś takie dziwne
uczucie, że nasze wylegiwanie się w łóżku właśnie dobiega końca.
-To Richie – burknął blondyn, wchodząc do sypialni
i kładąc się obok mnie, na pościeli – mam do niego jechać, bo naszła go jakaś
wena, czy coś i niczego nie potrzebuje tak bardzo, jak tekstów piosenek, które
ostatnio napisaliśmy i które, niestety, są u mnie.
-No to ty jedź, a ja sobie pośpię – uśmiechnęłam
się do niego, wystawiając język.
-O nie, tak to kochanie nie będzie – mruknął,
nachylając się nade mną – Myślisz, że pozwolę ci tu zostać, kiedy ja przez
ciebie prawie nie zmrużyłem oka? Idziesz ze mną – pocałował mnie tak, że
zapomniałam o Bożym świecie. Po takim argumencie nie potrafiłam mu odmówić,
zrobiłbym wszystko, o co by mnie poprosił.
-Hej! – krzyknęłam, kiedy nagle się ode mnie
oderwał.
-Przykro mi, ale musimy się zbierać.
Posłałam mu nienawistne spojrzenie, ale w
odpowiedzi dostałam jedynie szeroki uśmiech, przez którego nie mogłam się długo
złościć.
Czułam na sobie jego wzrok, kiedy zakładałam na
siebie bieliznę i kolejne partie ubrania.
-Gapisz się – stwierdziłam w końcu, odwracając się
do niego z uśmieszkiem na ustach.
-Ciężko byłoby tego nie robić, mając taką kobietę
jak ty.
Wbrew sobie spłonęłam rumieńcem na jego słowa. I to
nie chodziło tylko o komplement, ale też o to, że nazwał mnie „swoją kobietą”.
Kiedy John się w końcu ubrał i w miarę się
ogarnęliśmy, opuściliśmy mieszkanie. Nie powiem, było mi szkoda z niego
wychodzić, bo naprawdę je pokochałam i to nie tylko ze względu na właściciela.
Tym razem zamiast z taksówki skorzystaliśmy z prywatnego samochodu muzyka.
-Serio? Samochód? – spytałam ironicznie, wsiadając
do przepięknego czarnego auta z podnoszonym dachem – Myślałam, że gwiazda rocka
korzysta z jakiś bardziej wypasionych środków transportu… jak, nie wiem, może
samolot?
-Przepraszam, że cię zawiodłem – odparł z uśmiechem
na ustach – następnym razem, specjalnie dla ciebie, zatroszczę się o
helikopter.
-I to ma się rozumieć! – roześmiałam się i
włączyłam radio. Pierwszym, co usłyszałam był głos Micka Jaggera, do którego po
chwili dołączył się John. Reszta drogi minęła nam na przekrzykiwaniu muzyków z
radio. Na szczęście wszystko to zostało tylko i wyłącznie między nami i
samochodem, bo niektórych piosenek po prostu nie powinno się coverować.
Kiedy w końcu zaparkowaliśmy i wyjrzałam przez okno,
nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przed mną znajdowała się olbrzymia
posiadłość z przepięknym domem w kolorze paskowym, z kolumienkami i idealnie
zachowanym ogrodem.
-On tu mieszka? – spytałam.
-Yhym – na twarzy Johna zagościł uśmieszek.
-Cholera… - mruknęłam pod nosem – jakie to wielkie.
-W środku wygląda lepiej.
Spojrzałam na blondyna z niedowierzaniem i
wysiadłam z samochodu. Wciąż jednak wpatrywałam się oczarowana w budynek.
-Gdybym wiedział, że takie rodzaje domów cię
pociągają, już dawno zafundowałbym sobie coś podobnego.
Spojrzałam na Johna z uniesioną brwią i już miałam
wyrazić swoją opinię na ten temat, kiedy usłyszałam skrzypnięcie drzwi i z
wnętrza budynku wyszedł gospodarz we własnej osobie.
-Jon! – krzyknął muzyk, kierując się w stronę
blondyna - rozumiem, że to ona jest powodem, dla którego musiałem tyle na
ciebie czekać? – spytał Richie, podchodząc do Johna i mierząc mnie wzrokiem.
-Na to wygląda…
-Dobra jest? – spytał cicho, zapewne tak, żebym nie
usłyszała. Cóż, nie wyszło mu.
-Najlepsza. Ale ona nie…
Ale Sambora już go nie słuchał, szedł powolnym
krokiem w moją stronę, z leniwym uśmiechem na twarzy:
-Jestem Richie. Richie Sambora – brunet wyciągnął
rękę w moją stronę.
Ledwo udało mi się powstrzymać złośliwy uśmieszek
cisnący się na moje usta, ale uścisnęłam rękę i odparłam:
-Niezainteresowana. Przynajmniej tobą.
Na te słowa uśmiech zszedł z twarzy Sambory, za to
John wybuchnął niekontrolowanym śmiechem, prawdopodobnie z powodu miny
gitarzysty.
-Richie, poznaj Roxanne.